Witam... Tak, wiem, że moje ostatnie posty są takie sobie, ale to dlatego, że nie chcę całkowicie zaniedbać bloga, a weny trochę mi brak. Wiele się dzieje... Oj, wiele. Jednego dnia jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, a drugiego dnia mam ochotę zamknąć się w pokoju i przeklinać cały świat. Jest ciepło, wspaniałe słońce, mnóstwo okazji do jazdy na rowerze, rolkach, desce czy realizowania mojego planu, czyli "świetna forma do wakacji". Dupa tam... Jest także nauka, a jak już wspomniałam w ostatnim poście, z moją zajebistą organizacją czasu i skupieniem, nauka na sprawdzian zajmuje mi trzy godziny, a nie jedną. A bo to jestem głodna, a bo to przerwa, a bo to tylko jeden odcinek anime, a bo to ładna pogoda. I tak jakoś wychodzi. Przecież mam wspaniały czas do pisania, gry w lola, ćwiczeń i innych rzeczy, a zawsze mój wolny czas przepier*alam na jakieś głupoty. I jak tu mieć produktywny dzień?
A sprawy komplikują się jeszcze bardziej. Zamiast wyjść na prostą, ja wciąż błądzę między ścieżkami tajemniczego labiryntu. Piętnaście lat temu dostałam grę zwaną życiem. Zdobywałam kolejne poziomy wraz czasem. Przyjaźń, więź, pasja, miłość, strata, trudności... Coraz wyżej się znajduję, jest coraz to trudniej. Niektóre levele były mega trudne. Były w nich łzy, krew, smutek rozdzierający mnie od środka. Ale dałam radę, ukończyłam je. Wciąż nie jest prosto, wciąż trzeba robić wszystko, by było choć w najmniejszym stopniu dobrze. A kiedy już nie masz przy sobie żadnego HP, żadnej siły, by wciąż iść na przód, pojawia się głos mówiący 'game over, suko'. I czy warto się podnieść? Warto wcisnąć 'resume the game'? Czy mam jakąkolwiek pewność, że na końcu tej gry będzie czekało na mnie coś beztroskiego jak dzieciństwo, pełne śmiechu i głos mówiący 'win the game'?
W życiu pojawia się czas, kiedy nie będziesz miał przy sobie nikogo. Nawet jeśli teraz masz chłopaka, dziewczynę, przyjaciółkę i dogadujecie się wspaniale, mówicie sobie o wszystkim, zwierzacie się i jesteście dla siebie najważniejsi... Zawsze zdarzy się jakiś konflikt, jakaś kłótnia, czasem nawet zerwanie. Potrzebować będziesz komuś się wygadać, a okaże się, że nie masz komu. Jedno niewłaściwe słowo, jednej niewłaściwej osobie, może Cię pogrążyć. Umiesz liczyć? Licz na siebie. Sam będziesz musiał znaleźć w sobie siłę, żeby walczyć o tą miłość czy przyjaźń lub żeby się poddać. Po prostu. To też wymaga siły, żeby wstać, samemu rozpocząć nowy dzień, już bez ukochanej osoby, żeby mimo wszystko nie poddawać się i iść wciąż dalej. Bo każdy koniec, to nowy początek. Każdego dnia możesz zaczynać od nowa, aż poczujesz, że to właśnie jest Twoja droga. Ludzie czasem nie będą jej rozumieć. Nie muszą, ona jest dla Ciebie, nie dla nich.
Przecież wiesz, że dasz radę. Jesteś silny/a i będziesz jeszcze silniejszy/a. "Jeśli w Ciebie zwątpili, pokaż, że się mylili". Zostaw za sobą wszystkich toksycznych ludzi, którzy nigdy nie potrafili cieszyć się Twoim szczęściem. Zostaw koleżankę, która przystawia się do Twojego chłopaka, zostaw kolegę, który wykorzystuje to, że miałaś do niego słabość, zostaw koleżanki, które są dla Ciebie miłe, a za plecami obrabiają Ci dupę. Niech nadejdzie nowy/a Ty! Zaskocz ich wszystkich, zacznij traktować ich tak, jak oni traktują Ciebie. Skończ ze wszystkim, co wyciskało z Ciebie łzy, zapełniało Twoje smutkiem... Nie próbuj ich przed samym/ą sobą usprawiedliwiać! Oni nie mają czterech lat, wiedzą, co robią. Myślisz, że Twój chłopak nieświadomie pisze z innymi dziewczynami, że Twoja koleżanka niechcący Cię obgaduje? Nie jesteś tego wart/a! Sam/a dasz sobie radę i usłyszysz głos 'win the game'. Żyj tak, aby idąc korytarzem, będziesz musiał/a powstrzymywać się od powiedzenia 'na kolana, suki, idzie wasza królowa'.
https://www.youtube.com/watch?v=ABStoXxu_hY
Stay strong <3
Ty też jesteś silna, pamiętaj.
OdpowiedzUsuń